Na okładce: Dramatyczne dzieje polskiej rodziny ziemiańskiej z wileńskich Kresów. Stanowi część 4. cyklu, część 1. pt.: Oleńka: panienka z Białego Dworu, [>>] część 2. pt: Franka: w obcym domu, część 3. pt.: Maria: dziewczyna z kwiatem we włosach.
DOSTĘPNOŚĆ:
Dostępny jest 1 egzemplarz. Pozycję można wypożyczyć na 30 dni
Lipiec 1939 roku. Samotny i nieśmiały student zakochuje się w młodej, ślicznej wieśniaczce. Wieczorem przy ognisku wkłada jej na palec pierścionek zaręczynowy ze stokrotek. Przyrzekają sobie miłość i wierność. Dwa miesiące później przychodzą Rosjanie i zaczyna się gehenna ludności polskiej, nienawiść umiejętnie podsycana przez NKWD. Zaczynają płonąć polskie domy i siano na łąkach. Nikt nie wie, kto jest przyjacielem, a kto wrogiem. Droga przez piekło to wspomnienia z okresu życia ludności polskiej na Kresach Wschodnich w okresie II wojny światowej. To opowieść o transportach, w których ginęli ludzie, obozach pracy i ucieczce z Radzieckiej Rosji. 1/3 ludzi z wagonów wyrzucili na śnieg. Nie żyli. Zawieźli nas do stacji kolejowej Pleseck pod Archangielskiem. Stamtąd sańmi przez tydzień do obozu pracy w lasach do Szunt Oziero. Jeden barak mieścił 100 ludzi. Wszyscy byli jak na widelcu. Na drugi dzień pognali do pracy do lasu. Kto nie poszedł nie dostał jedzenia. Praca w lasach była ciężka, za mucznyj sup, kipiatok i 20-cia deko razowego chleba na osobę. Ludzie z głodu, ciężkiej pracy i wypadków ginęli setkami. Wreszcie umowa Sikorskiego z Majskim. Polacy są "wolni". Wszyscy chcieli naraz wyjechać. Byle gdzie, byle jak najdalej stąd. Wiedzieli, że Armia Andersa jest w Uzbekistanie i Kirgistanie i że otworzyło się okienko, ale czy naprawdę? Do najbliższej stacji było 300 km i to jedynie drogą wodną a Dźwina zaczęła zamarzać.
UWAGI:
Stanowi cz. 1, cz. 2 pt.: Śladami tułaczy.
DOSTĘPNOŚĆ:
Dostępny jest 1 egzemplarz. Pozycję można wypożyczyć na 30 dni
Dziewięcioletni Mirek, trzyletnia Ola, pięcioletni Romek, ośmioletnia Marysia, czyli Dzieci wygnane. Dzieci rodzące się w bydlęcych wagonach w drodze na Syberię. Dzieci umierające z zimna, pragnienia, wycieńczenia, wyrzucane z transportu na kolejowy nasyp. Dzieci pracujące w tajdze przy wyrębie lasu, walczące o chleb. Dzieci osierocone, którym przyszło odgrywać rolę matek i ojców dla swych młodszych sióstr i braci. Dzieci odważne i niezłomne, które ocaliły siebie i bliskich z sowieckiego piekła. Przeszły z armią Andersa jej żołnierską odyseję, trafiły do Iranu, Afryki, Indii i Nowej Zelandii. Polskie dzieci, którym wydarto dzieciństwo, pamiętają wojnę inaczej niż dorośli. Lektura ich wspomnień porusza, budzi sprzeciw wobec sowieckiego zbydlęcenia i podziw dla heroizmu małych Polaków. Nie uciekaliśmy z kraju, ale do niego przez cały świat wracaliśmy. O polską niepodległość nasi żołnierze walczyli na wszystkich frontach. To byli więźniowie sowieckich łagrów i posiołków - wynędzniali, ale każdą drogą do Polski szli. Walczyli w nadziei, że wrócą do domu, na Kresy. Ich i nasza droga do domu usiana jest krzyżami - wśród nich nie ma krzyża mojego ojca. Ilu takich krzyży brakuje? Opis pochodzi od wydawcy
UWAGI:
Bibliografia na stronach 363-364.
DOSTĘPNOŚĆ:
Dostępny jest 1 egzemplarz. Pozycję można wypożyczyć na 30 dni
Książka ta jest w zamierzeniu pierwszym tomem cyklu opowieści o kresowej Atlantydzie. O krainie zatopionej w odmętach niepamięci poprzez długotrwałe działanie cenzury i milczenie, by rzekomo nie wzbudzać resentymentów do ziem przez Polskę utraconych. Jest to swoista wyprawa na mityczną wyspę młodzieńczych doznań i nostalgii setek tysięcy ludzi, których często okrutny los rzucił głównie na Śląsk, Ziemię Lubuską, Pomorze, Warmię i Mazury, oraz tych, którzy nie mogąc wrócić do kraju ze względów politycznych, osiedli poza jego granicami: w Europie Zachodniej, w obu Amerykach, a niejednokrotnie na australijskich antypodach. Po gehennie gułagów i tułaczce dotarli tam z okolic Lwowa, Wilna, Tarnopola, Grodna, Kamieńca Podolskiego, Łucka, Pińska, Krzemieńca, Buczacza, Stanisławowa czy Kołomyi i skupiali się, gdy im na to pozwolono po 1989 r., w towarzystwach kresowych, by wspominać, śpiewać swoje pieśni, wracać pamięcią do swoich przodków i korzeni rodzinnych. [fragment tekstu]
Biblioteka RadzyminMARC21
Kresowa Atlantyda : historia i mitologia miast kresowych. T. 11, Pińsk, Dereszewicze, Mołodów, Porzecze, Perkowicze, Międzyrzecz Korecki
Biblioteka RadzyminMARC21
Kresowa Atlantyda : historia i mitologia miast kresowych. T. 2, Uzdrowiska i letniska kresowe : Truskawiec, Jaremcze, Worochta, Skole, Morszyn
"Uzdrowiska i letniska kresowe : Truskawiec, Jaremcze, Worochta, Skole, Morszyn"
W XIX wieku bogate mieszczaństwo europejskie odkryło prawdę, że długość życia w znacznej mierze zależy od człowieka. Zapanowało przekonanie, że ludzie dbający o zdrowie żyją dłużej. Jeśli człowiek zna swój organizm, potrafi kontrolować i regulować jego funkcje, łączyć pracę z wypoczynkiem, wie, ile jeść i co pić, czym się delektować, a czego unikać, to może dożyć sędziwego wieku. [fragment tekstu]
Kołomyja była kwintesencją kontrastu - pięknych, bogatych kamienic w centrum i biednych chatynek na przedmieściach. Elegancko ubranych dżentelmenów w pumpach i melonikach na głowach, z nieodłączną laseczką w ręku można było spotkać na ulicy obok chasydów w chałatach i jarmułkach na głowach, Hucułów w serdakach oraz Rusinów w bogato haftowanych koszulach. Kołomyja była miastem popularnym. Jej nazwę znali prawie wszyscy w Polsce, choć czasem wprawiała mieszkańców w pewne zakłopotanie - było bowiem w tej nazwie coś jednocześnie tajemniczego i żartobliwego, poważnego i śmiesznego, dumnego i wstydliwego. Żabie - stolica Huculszczyzny. Było w Czarnohorze, tej kolebce Hucułów, wiele miejscowości, takich jak Kosmacz, Krzyworównia, Krasnoiła, Jabłonica, Bystrec, które mogłyby pretendować do miana stolicy Huculszczyzny. Zdominowało je wszystkie Żabie, stając się nie tylko stolicą, ale i znakiem firmowym Hucułów. Pisarz Józef Wittlin, autor "Soli ziemi", uznał Żabie za najciekawszy zakątek ziemi huculskiej, pachnący mietą w letnie wieczory, z sennymi przysiółkami przylepionymi do cichych połonin, gdzie pasterze grają na długich trombitach. Dobromil - miasteczko położone w dolinie rzeki Wyrwy - miał po wojnie, w 1945 roku, wyjątkowego pecha. Gdy geodeci przyszli ze swymi urządzeniami wykreślać w myśl wytycznych konferencji w Jałcie granicę, nie było jasne komu Dobromil przyznać - Polsce czy ZSRR. Wydawało się, że o przebiegu granicy rozstrzygnie logika uwzględniająca interesy gospodarcze układających się państw, że nie zostaną poszatkowane szlaki komunikacyjne między przygranicznymi miejscowościami. Stało się jednak inaczej. Patrząc dziś na mapę południowo-wschodniej Polski, łatwo zauważyć, że na południe od Przemyśla granica państwowa załamuje się nagle i wbija klinem ku zachodowi, przecinając dwukrotnie podkarpacką linię kolejową Przemyśl-Ustrzyki, tak że jej odcinek Hermanowice-Niżankowice-Dobromil-Chyrów-Krościenko jest wyjątkowo uciążliwy dla obu stron - i dla Ukraińców i dla Polaków. Z Przemyśla do Ustrzyk na znacznym odcinku trzeba przejeżdżać w zaplombowanych wagonach, bo ni stąd, ni zowąd pociąg wtacza się na terytorium innego państwa, by go po chwili opuścić. Był to i jest do dzisiaj bodaj najbardziej nielogicznie wytyczony odcinek graniczny na świecie. [fragment tekstu]